Dwa zszyte ze sobą kawałki materiału, biały i czerwony, nie czynią z tak przygotowanej płachty narodowego sztandaru. Tak samo, jak stadionowa przyśpiewka „Do boju, biało-czerwoni” nie jest wyartykułowaniem polskiego ducha narodowego czy zapowiedzią ofensywy niepodległościowej. Sprowadzenie szeroko rozumianej symboliki narodowej czy ideowej (znaki, barwy, postacie i wydarzenia historyczne) do elementu zdobniczego nie uświęca tegoż – jedynie deprecjonuje, a w przypadkach skrajnych po prostu niszczy jego źródłowe znaczenie.
Symbol to – najogólniej mówiąc – skrót werbalny/niewerbalny treści głębszej. Jednak we współczesnych czasach praktycznie wszystko ulega komercjalizacji. Szeroko pojęta ideowa marksowska i postmarksowska lewica poległa wraz z pierwszą seryjną produkcją koszulek z wizerunkiem Che Guevary, wydzierganym złota nicią, a zbuntowany anarchizm poniósł dotkliwe i zabójcze straty w starciu z wielkimi domami mody, które na odzieży dla średnio klasowej bourgeois umieściły „anarchię” z błyszczących cekinów. Słabe idee nie wytrzymały konfrontacji z wszechobecną komercją.
Tak dla porównania, jedynie katolicyzm, mimo usilnych wysiłków szukających nowości twórców marketingowych strategii, wyszedł z podobnych zmagań obronną ręką. Ani wyjący na scenie podstarzały babol pseudo „Madonna”, ani masówka biżuterii użytkowej z symbolami wiary czy także wykorzystująca elementy religijne odzież dla high class nie zaszkodziły istocie chrześcijaństwa. I jeśli mówimy dziś o kryzysie w Kościele, to dlatego, że jest celem świadomego i zorganizowanego ataku obcych mu i wrogich zasad. Ale to już odrębny temat.........
Całość w Dzienniku Narodowo-Radykalnym Nacjonalista.pl i w kwartalniku „Szczerbiec”.