Jak wyraźnie pokazała majowa manifestacja sodomicka w Krakowie (skutecznie skontrowana przez NOP), ilość dewiantów w naszym kraju kurczy się gwałtownie. Ich parady są coraz mniej liczne, mniej barwne i interesujące cyrkowo, za to coraz bardziej zagraniczne. Nie inaczej wyglądało to w sobotę 15 czerwca w Warszawie. Organizatorzy musieli o dobra godzinę opóźnić imprezę, by "dostukać" do liczby kilkuset - z zapowiadanych 7 tysięcy uczestników.
Kiedy pod sejmem homoseksualiści usiłowali się wbrew naturze bezskutecznie mnożyć, na Placu Trzech Krzyży policja zaczęła oczyszczać teren ze zwolenników normalności. Około 200 osób poddano długotrwałemu spisywaniu, znaczną część - szczególnie ludzi młodych - mundurowi (i tajniacy) wypchnęli w kierunku Nowego Światu. Ofiarą nadgorliwości policji padli również goście odbywającego się w kościele św. Aleksandra ślubu, których z powodu podejrzenia o udział w nielegalnym zgromadzeniu wylegitymowano i spisano.
Ostatecznie sodomitów "powitało" ze schodów kościoła św. Aleksandra kilkudziesięciu "ocalałych" normalnych, w tym grupa działaczy NOP ze sztandarowym "Zakazem Pedałowania". W pewnym momencie nacjonaliści z "zakazowym" transparentem weszli w sodomicką bandę, podejmując "debatę" z medycznie poszkodowanymi. Z bezpiecznej odległości oratorskim popisom nacjonalistów przyglądała się dwu osobowa grupa osłonowa Antify, uzbrojona w jeden rower z dwoma pedałami. Policjanci nie interweniowali, wyraźnie rozbawieni i zarazem odprężeni nieobecnością swoich dowódców, którzy pognali na czoło pochodu. Generalnie: było, minęło, i biorąc pod uwagę szybkość przyrostu naturalnego aberrantów, może być i tak, że za rok-dwa problem sam zaniknie.
Nie sposób pominąć przykrego elementu akcji. Grupa młodych działaczy liberalno-konserwatywnego Ruchu narodowego przygotowała na akcję transparent z rażącym błędem ortograficznym, w dodatku o treści mocno nieprzemyślanej i dwuznacznej. Dało to pożywkę internetowym lewakom, którzy przykrywając własne porażki masowo rzucili się na "wpadkę" RN jak na zbawienie.