19.01.2008: Warszawa: Marsz przeciwko eurokonstytucji

19 stycznia 2008, sobota. Kilka chwil przed godziną szesnastą na warszawskiej Starówce w strugach deszczu gromadzi się około 200 osób. Cel jest jasny: zamanifestować sprzeciw wobec zdrady naszych okupantów: rządu, parlamentu, belwederu. Wobec likwidacji państwa Polskiego, likwidacji wolności, stworzenia na całym terenie obecnej Unii Europejskiej komunistycznego państwa Europejskiego. Co oficjalnie nazywa się sprzeciwem wobec podpisania przez Polskę traktatu reformującego, bądź domaganiem się, by jego podpisanie odbyło się po zgodzie większości narodu wyrażonej w ogólnokrajowym referendum.

 

Trwa uliczna konferencja prasowa, ilość kamer da się policzyć na palcach jednej ręki, fotografów jest nawet mniej. Widać ze sprawa niepodległości dla polskich mediów jest tabu, acz ten nieliczny medialny odzew natrafia na doskonale przygotowanych organizatorów. Wśród 200 patriotów jest 20 przedstawicieli warszawskiej Sekcji Młodych Narodowego Odrodzenia Polski, zielone flagi z białą falangą są bardzo widoczne, lecz tym razem nie są jedyne. Niezwykła ważność celu manifestacji łączy organizacje i partie wśród których są UPR i ONR. Pojawia się nawet kilku działaczy MW, do tego lokalne środowiska narodowe i chrześcijańskie. Nie ma zaś przedstawicieli takich tworów jak PIS, PO czy PSL, czyżby bali się deszczu?

Kilka minut po szesnastej formujemy szyk marszowy. Przez Nowy Świat idziemy trójkami, atmosfera jest podniosła, mieszkańcy Warszawy - choć nieliczni o tej porze - reagują niezwykle pozytywnie. Moją uwagę zwraca sympatyczny staruszek. Patrzy się kilka sekund coś myśli, uśmiecha, a za chwile idzie z nami. Wyraźnie odważny człowiek zupełne przeciwieństwo mieszkańca Belwederu, który na widok manifestacji pogasił światła i udawał że go w domu nie ma.

 

Nasz marsz chociaż względnie mały musiał strasznie razić po oczach neokomunistów. Widziałem kilkaset kroków za Uniwersytetem Warszawskim jednego z nich, typowy podwórkowy pijaczek... Chyba jakiś głupek z antify. Biegał po małych okręgach przed witryną sklepową coś krzyczał i machał czerwonymi łapkami, przynajmniej dopóki nasza mundurowa ochrona nie zwróciła na niego swej uwagi. W jej towarzystwie był grzeczny jak Donald Tusk podczas negocjacji, zero sprzeciwu, aczkolwiek aresztowania pewnie nie uniknął.

Pod sejm doszliśmy w okolicy godziny siedemnastej, większość mediów do tego czasu gdzieś zabłądziła, najprędzej poszli filmować uciekających w popłochu posłów. Jedynym konsekwentnym kamerzystą był przedstawiciel Upr-tv.

 

Podsumowując: manifestację mimo złej aury zaliczamy do bardzo udanych. Media krajowe ją przemilczały, lecz nikłe ma to znaczenie przy bezsprzecznym fakcie, który ukazał, że w stanie głębokiego zagrożenie dla naszej Ojczyzny przynajmniej niektóre partie i środowiska potrafią razem działać.

 


© 2003, 2004, 2005, 2006 Narodowe Odrodzenie Polski. Przedruk części lub całości materiałów dozwolony tylko za zgodą redakcji.