02.12.2005: „Gazeta Wyborcza” zgrzyta pejsami

Czynny i widoczny udział NOP w kontrofensywie przeciwko „wojującemu homoseksualizmowi” rozjątrzył i przestraszył wielu politycznie poprawnych matołków, w tym i organ ćwierćinteligentów dla półinteligentów - „Gazetę Wyborczą”. Zauważając obecność stojących po naszej stronie kibiców redaktorzy „GW” zazgrzytali pejsami, a w dodatku wrocławskim wysmażylii nawet na temat artykuł. Dowiadujemy się z niego, że kibice to debile (chociaż inteligencja przecietnego stadionowca wyrasta wielokrotnie ponad poziom lansowany przez „GW”, a procent ludzi wykształconych jest pośród kibiców wyższy niż wśród redaktorów wyborczej gazetki), a NOP i obrońcy polskiej, normalnej rodziny to sami naziści. Ta swoista prostota publicystyki „Wyborczej” nas nie dziwi - odnotwujemy po prostu kolejny przykłąd nieskomplikowanych myśli, które tłoczą sie w równie prostych zwojach mózgowych dziennikarzy „Gazety Wyborczej”.

 

Brunatne szaliki - Wojciech Jankowski

 

Występują wyłącznie w grupach. Dziennikarze sportowi nazwali ich pseudokibicami. My będziemy posługiwać się zgrabniejszym określeniem „szalikowcy”, ukutym od powszechnych wśród nich znaków plemiennych w barwach klubów sportowych.

 

Nikt ich nie lubi. Oni siebie nawzajem też chyba nie, bo spotkawszy podobnych sobie, ale z innego miasta albo nawet dzielnicy, natychmiast zaczynają bójkę, nierzadko z zastosowaniem półprofesjonalnych broni albo doraźnie przystosowanych do walki co twardszych elementów otoczenia.

 

Pogląd na świat mają radykalnie prosty, wywiedziony z czystej biologii. Kto nie z mojej hordy, temu trzeba dołożyć. Poza tym o życiu duchowym szalikowców niewiele wiadomo.

 

Do niedawna ujawniali się przed, po oraz w trakcie imprez sportowych. Ostatnimi czasy jednak pojawiają się i przy innych okazjach. We Wrocławiu zaatakowali uczestników Marszu Równości ramię w ramię z bojówkarzami Narodowego Odrodzenia Polski.

 

Manifestacje i kontrmanifestacje to normalne zjawiska w wolnym kraju. Tym razem jednak kontrmanifestanci przekroczyli granicę. I to nie politycznej poprawności - tę akurat granicę przekraczać wolno, a niekiedy nawet trzeba - ale prawa.

 

Szalikowcy zwykle tę granicę przekraczają, więc to dla nich nic nowego. Nowe jest to, że ich przekonanie o obowiązku brutalnego atakowania obcych, wszystkich, którzy do hordy nie należą, zostało zagospodarowane ideologicznie przez narodowych socjalistów.

 

Stało się tak, bo wcześniej nikt nie próbował zająć się młodymi ludźmi, którzy nie są w stanie powściągnąć naturalnej w ich wieku agresji, a żadnych wzorców czy szans powściągania nie dostali ani w domu, ani w szkole, ani gdziekolwiek indziej.

 

Naturalna tendencja wyrostków i młodych mężczyzn do zbijania się w agresywne hordy od zawsze była kanalizowana. Kiedyś wojskowymi ćwiczeniami, obecnie sportem, aktywnością umysłową. A także ograniczana siłą służb porządkowych.

 

U nas tymczasem sportu w szkołach, osiedlach i gminach jak na lekarstwo, więc agresji szalikowcy nie mają gdzie wyładować, o umysłowej aktywności też raczej mowy być nie może, bo edukację kończą zwykle na marnych gimnazjach albo zasadniczych szkołach. Siły również nad sobą nie czują; policja traktuje ich nad wyraz delikatnie, lękając się oskarżeń o brutalność, łatwo wytaczanych przez media albo leje bez opamiętania, zastępując profesjonalizm furią.

 

Dopóki tłukli się na stadionach, można było łudzić się nadzieją, że z tego wyrosną. Teraz nudę i pustkę ich życia wykorzystali naziści i trzeba zacząć o szalikowców walczyć. Po to, żeby w przyszłości, kiedy zamienią wielobarwne szaliki na brunatne, nie walczyć z nimi o siebie.

 

Z: Antologia prasy polskojęzycznej o NOP


© 2003, 2004, 2005, 2006 Narodowe Odrodzenie Polski. Przedruk części lub całości materiałów dozwolony tylko za zgodą redakcji.